poniedziałek, 20 sierpnia 2012

O-QUR - Upadek dziennikarstwa śledczego


Dziennikarstwo śledcze upada. Dlaczego tak się dzieje? Gdyby było chociaż takie sprawne, jak w drugiej połowie lat 90. - a parały się tym przynajmniej dwa dzienniki ("GW" i "Rz"), a także tygodniki, w tym szczególnie "Polityka" - nie zaistniałby z taką rozbudowaną biografią aferalną i z tyloma wyrokami w zawieszeniu, niejaki Marcin Plichta, od kilku dni bardziej znany jako Marcin P.

Czy powodem i usprawiedliwieniem jest, iż papierowe gazety i pisma odchodzą do lamusa? Redakcji nie stać na oddelegowanie dziennikarza, bądź dziennikarzy, bo musi tłuc wierszówkę, aby utrzymać się na powierzchni? W takim razie dlaczego tego nie robią największe portale internetowe? Czyżby ich nie było na to stać, a może kadry mają tak młode, niedokształcone, iż nie są zorientowane, jak profesjonalnie dochodzi się sedna afery, trudnej sprawy.



Dzisiaj dziennikarstwo przy takiej ilości telewizyjnych kanałów informacyjnych jest zorganizowane wokół, kto pierwszy wyrwie informację i puści ją na czerwonym pasku. Polityk staje przed mikrofonem naburmuszony, a przed nim tabun dziennikarzy i obsługi technicznej. Ekscytacja jest wówczas, gdy polityk coś walnie, wypowie posłuszeństwo gnuśnemu szefowi, bądź się potknie. Przez pół dnia jest to obrabiane przez komentatorów, żute niczym guma balonowa, a następnie wypluwane, aż zaistnieje podobny - nic nie znaczący dla życia publicznego - ekscytujący fakt.

Gdzie w pasmach telewizji miejsca dla produkcji niezależnych reporterów? Wcale nie trzeba im płacić krocie, wystarczyłoby, że dziennikarz z operatorem poświęciliby czas tylko jednej sprawie i tak godziwie płacić, tak to jeszcze niedawno robiła telewizja publiczna.

Czy podobnie dzieje się na całym świecie? Nie. To polskie media zostały spaprane i to każde. Papierowe, tv i internet. Wszyscy służą jakimś ideom, politykom, a nie sprawie, społeczeństwu. Rozdrobniona została wspólnota i obowiązuje stara reguła sarmacka: moja chata z kraja. Internet nawet jest pod tym względem najgorszy. Dziennikarstwa niezależnego w nim, jak na lekarstwo. Kilka takich portali padło śmiercią naturalną - brak czytelników i reklam, a to co zostało to zwykły szajs. Najlepsi blogerzy też dali tyły, zostało niewielu, którzy potrafią zrównoważyć opinię z wagą problemu.

Internet zamienia się w gaworzenie u ciotki na imieninach, a nie miejscem, gdzie ścierałyby się rację, albo dochodzono jakiejś sensownej prawdy o kontrowersyjnym, bądź ważnym w skutkach dla przyszłości wydarzeniu.

Dzisiaj dziennikarze nie doszliby np. do odkrycia afery "łowców skór" w Łodzi, dlatego Plichta mógł sobie lecieć w kulki z organami prawnymi, a także mediami, którym serwował grube kłamstwa. Redaktorzy - bo trudno nazwać to dziennikarstwem - klecą newsy, publika się oburza, a oszust "zakopuje" szmal.

Dziennikarstwo jest jedną z władz (IV), przynajmniej winno być strażnikiem praworządności rządzących. Gdy nawala opis rzeczywistości przez krytyczne pióra, kolejne instytucje ulegają osłabieniu, zdegenerowaniu. Afera z Amber Gold pokazała to w całej jasności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz